Connect with us

Polska

Subiektywnie o Marszu Niepodległości

Dodano

dnia

Długo się zastanawiałem, czy w zalewie informacji na temat marszu, kolejny opis oparty na własnych spostrzeżeniach ma sens. Potem przypomniałem sobie swoje własne słowa z wczoraj, wypowiedziane do znajomych jeszcze przed marszem – „Cokolwiek się dziś nie wydarzy, jakkolwiek to nie przebiegnie, ja wiem, że tylko ode mnie zależy jak ja przeżyję tę rocznicę. Drugiej takiej szansy za mojego życia już na pewno mieć nie będę”. SejmLog, który wspólnie tworzymy ma informować, staramy się nie opiniować, ale w tym wypadku uważam, że mam moralny obowiązek by zdać Wam relację z Marszu Niepodległości jakim ja go przeżyłem i sprawdzić w jakim stopniu będzie ona zgodna z Waszym odbiorem.

 

Relacja wyjdzie pewnie dość spora, dlatego dla jej usystematyzowania i uniknięcia tl/dr podzieliłem ją na kilka segmentów, zajmę się również tylko wybranymi aspektami – chciałbym się skupić przede wszystkich na tematach i sprawach, które najbardziej zapadły mi w pamięć / są dla mnie najistotniejsze.

 

Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo.

Wczorajszy dzień był dla nich testem  – testem zdolności do zapewnienia bezpieczeństwa setkom tysięcy ludzi, przygotowania zabezpieczenia antyterrorystycznego oraz testem umiejętności pozytywnego, obywatelskiego podejścia do tłumów. To wszystko przy jednoczesnym pokazie swojej gotowości do reakcji i ogólnym dumnym państwowym prężeniu muskułów tak, aby niejeden chłopiec widzący specjalsów w pełnym rynsztunku właśnie zdecydował, że już wie kim chciałby być w przyszłości.

Z punktu widzenia wieloletniego kibica, który sporo w życiu widział uważam, że służby porządkowe zdały ten egzamin na piątkę z plusem. Z perspektywy trasy marszu mogłem zobaczyć tych, których spodziewałbym się widzieć – zabezpieczenie medyczne, karetki rozstawione w odpowiednich miejscach, piesi ratownicy medyczni w wielu punktach (zarówno państwowi, jak i z OSP, czy też będący częścią straży marszu), straż pożarna i dwa rodzaje policji – antyterroryści rozlokowani w kilku bocznych ulicach zapewniających szybkie wejście do akcji bez niepotrzebnego rzucania się w oczy oraz zwykła policja patrolująca na co dzień ulice, ta druga oczywiście w zwiększonych ilościach. Widoczna była również żandarmeria wojskowa, ale jeśli ktoś po lekturze pewnych artykułów w pewnych mediach liczył, że będą stali z karabinami maszynowymi na rogach ulic jak w Paryżu czy Brukseli, ten się zawiódł, przynajmniej ja takich oddziałów wojskowych nie widziałem.

Czego z punktu widzenia nie szukającego przygód ani guza uczestnika marszu nie widziałem? Oddziałów prewencji. To kolejny rok, kiedy ta formacja policji nie rzucała się w oczy uczestników marszu, nie była decyzją polityczną rozlokowana prowokacyjnie na jego trasie, jakby dla zachęty rzucenia czymś i do wywołania rozrób. W zasadzie dopiero wracając z marszu, po zejściu z mostu Poniatowskiego i idąc Aleją 3 Maja w kierunku stacji kolejowej Warszawa Powiśle mogłem zobaczyć, że spore oddziały czekały w gotowości pod mostem. I tutaj kolejny raz brawo za taką, a nie inną decyzję rozmieszczenia tej części służb, która powinna być ukryta do czasu, gdy będzie naprawdę potrzebna.

W zasadzie jedynym punktem marszu, który odznaczał się nadprogramową liczbą oddziałów policji, żandarmerii, antyterrorystów, generalnie całym przeglądem różnego rodzaju umundurowań, był Skwer Stanisława Wysockiego, gdzie rozlokowali się ci, którzy jeśli wierzyć ich transparentom, dziś starają się rozpropagować przekaz o 300 tysiącach maszerujących przed ich oczami faszystów. Kolejna piątka z plusem dla służb – wspomniani wyżej obywatele Polski z pewnością mogli się czuć bezpieczni.

 

Ludzie uczestniczący w marszu. W mojej opinii bezapelacyjnie zwycięzcy, pod każdym możliwym względem. Brakłoby mi miejsca w tysiącu linijek tekstu, aby opisać wszystkie pozytywne aspekty wczorajszego marszu, gdybym je chciał wymieniać. 

Jakaś starsza Pani wysyłająca do tłumu całusy i machająca do uczestników z koleżankami z balkonu kamienicy przy Alejach Jerozolimskich w okolicy Kruczej, zbierająca raz za razem fale oklasków od kolejnych przesuwających się przed nią porcji marszu.

Jakiś kombatant o lasce, który przemieszczał się w tłumie tuż przed rozpoczęciem marszu i ze łzami w oczach spełniał swój „obowiązek” robienia sobie zdjęć z dziećmi podsyłanymi mu również ze łzami w oczach przez wzruszonych rodziców, chcących żeby ich dziecko miało pamiątkę z bohaterem, którzy oddawali w ten sposób szacunek kombatantowi symbolicznie oddając mu na czas zdjęcia to co dla nich najcenniejsze, własne dziecko.

Jakaś muzułmanka w burce idąca jakby nigdy nic Nowym Światem po zakończeniu marszu, o dziwo przez nikogo nie niepokojona.

Jacyś kierowcy ambulansów, którzy pomimo tego, że miejscami nie dało się w tłumie zrobić kilku kroków, mogli bez przeszkód wjechać i wyjechać w każde miejsce, a tłum karnie i skutecznie się rozstępował umożliwiając im przejazd.

Jakiś chłopak z flagą Rumunii, jakieś Japonki, Włosi, Nigeryjczycy – wszyscy z wymalowaną na twarzy flagą Polski, takich zdjęć jak to poniżej z przed marszu, z marszu i po marszu pojawiły się dziesiątki, tylko trzeba szukać poza mainstreamem niestety…

Setki, tysiące pozytywnych zachowań i to wrażenie jedności i wspólnego żaru w oczach, którego nie doświadczając na żywo nie da się niestety opisać.

Widziałem na marszu esencję Polski, dosłownie wszystkich – związkowców z róznych zakładów, zwykłe rodziny z dziećmi w wózkach, chustach, na rękach, za rękę, na barana, harcerzy, młodych, starych, sprawnych i niepełnosprawnych, narodowców, katolików, reprezentujących różne środowiska zrzeszenia i kluby, reprezentantów emigracji z flagą z Londynu, ludzi pięknych, brzydkich, nawet nijakich, grupy turystów, które włączyły się w marsz, widziałem kibiców reprezentujących chyba wszystkie kluby od ekstraklasy do KS Kartoflisko, którzy o dziwo nie przyszli tam aby dać sobie w pysk i szli często ramię w ramię dumnie dzierząc naszą flagę.

A w szczególności widziałem morze. Morze Polskich flag. Moment rozpoczęcia marszu, gdy wspólnie odśpiewano Mazurek Dąbrowskiego a twarze rozemocjowanych rodaków rozświetliły się tysiącami odpalonych rac zapamiętam do końca życia i nikt mi tego nie odbierze.

fotografia SejmLog.pl

 

Żeby nie było tak mocno kolorowo i abym mógł z czystym sercem nacisnąć przycisk „opublikuj” przy tym artykule, muszę też napisać o rzeczach, które miałem okazję zobaczyć przy okazji marszu i po nim, a które mi się nie spodobały. Niedostrzeganie wad byłoby hipokryzją, ale chciałbym abyście z całą mocą usłyszeli – wszystkie zaobserwowane rysy w ogólnym rozrachunku nie mają wpływu na moją subiektywną i ostateczną ocenę marszu, która jest bardzo, ale to bardzo pozytywna.

 

Race, petardy, szczurki, hasła.

Wiecie ile to jest 300 tysięcy ludzi w jednym miejscu o jednej godzinie? To jest tłum po horyzont. W swoim 37 letnim życiu nie miałem wcześniej okazji brać udziału w imprezie miejskiej skupiającej aż tylu uczestników, ale brałem udział w setkach mniejszych i wiem, że statystyka jest nieubłagana – patologa, szczurka czy innego pacjenta specjalnej troski można spotkać wszędzie, nawet na festiwalu pieroga, czy weselu u znajomych, a szansa na jego spotkanie wzrasta wraz z liczbą uczestników danej imprezy.

Dlatego zdarzył się gwałt i kradzieże na Woodstocku i dlatego wczoraj mogłem delektować oczy i uszy żenującym pijanym w sztok zamaskowanym bandaną 40 kilogramowym fajterem wyjaśniającym opozycji co im zrobi jak ich złapie. Widziałem w sumie kilkunastu takich uczestników, jednego dużego pana z Pogoni Szczecin, który sądząc po ruchach swojej szczęki mocno przesadził z używkami, ale nie stwierdziłbym na tej podstawie, że rzeczona Pogoń nie umiała się zachować na marszu, ani że to on był jej sztandarowym reprezentantem. Bo uważam że mniejszość, a tym bardziej mniejszość liczona w promilach nie może wystawiać świadectwa większości. A to właśnie starają się nam dziś przekazać propagandyści mediów przeciwnych marszowi.

Race – wszyscy widzieliśmy mema z HGW liczącą race na Rondzie Dmowskiego i rozwiązującą marsz. Można się zastanawiać nad tym czy dawanie racy do ręki 12 letniemu dziecku przez brata/ojca jest odpowiedzialne, można czytać o bezpieczeństwie pirotechniki, ale jednego nie da się odrzucić – faktu, że to w momencie odpalenia rac podnosiły się do góry aparaty komórkowe, to zdjęcia z nimi dziś przetaczają się przez media społecznościowe uczestników marszu i to filmiki z nimi mają najwięcej udostępnień. Co tu dużo mówić, bezpiecznie używane race robią niesamowity klimat i osobiście jestem ich wielkim zwolennikiem. My mieliśmy morze rac, we Francji w ramach świętowania Dnia Bastylii spłonęło ponad 800 samochodów, wolę nasz folklor.

Petardy – tutaj mam wizję odwrotną – uważam, że są niepotrzebne, psują klimat, zwyczajnie straszą, powiedziało się „a”, kiedy pisałem, że w marszu brało udział tysiace dzieci, to muszę teraz powiedzieć „b” i stwierdzić, że widziałem przestraszone reakcje co najmniej kilku dzieci, gdy gdzieś w okolicy wybuchała nagle petarda. W zasadzie na własnej skórze mogłem przekonać się też, jak bardzo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Marsz był tak liczny, że wracałem już wzdłuż Mostu Poniatowskiego, gdy marsz jeszcze szedł, a jego końca wciąż nie było widać. I tak jak idąc w nim czułem się bezpiecznie, czułem jedność i łączące nas emocje, tak idąc dołem ulicą 3 Maja i widząc te eksplodujące co rusz petardy zdałem sobie sprawę, że z perspektywy osoby nieuczestniczącej w marszu, widzącej tylko łunę rac na moście i petardy pod nim, odbiór marszu mógł być inny. A odpowiednio podsycany w niektórych mediach jeszcze przed jego rozpoczęciem mógł zobrazować się nawet strachem. Ten element był niepotrzebny.

Hasła –  jeśli ktoś uważa, że Polacy 100 lat temu nie byli podzieleni i świętowali razem, to jest mitomanem. Ciężko więc byłoby uważać, że obecne podziały i współczesna polityka nie były częścią marszu, więc w szczególności na wysokości kontrmanifestantów dało się słyszeć róznego rodzaju hasła. Dało się słyszeć pełen przekrój, od Hanka Hanka Galerianka, przez kto nie skacze ten za Tuskiem, przez komunistów i liście, do tak drastycznych haseł (pamiętna relacja TVN) jak Bóg, Honor i Ojczyzna oraz Cześć i Chwała Bohaterom. Jeśli chodzi o wulgaryzmy to w zasadzie słyszałem je tylko i wyłącznie w jednej przyśpiewce kierowanej w kierunku stacji TVN.

Kto nie chciał czegoś skandować, ten się po prostu nie przyłączał i analogicznie jak z omawianym wcześniej wyglądem i zachowaniem uczestników, również i w tym przypadku nie powinno się za jakieś marginalne okrzyki przylepiać łatki wszystkim uczestnikom.

 

Media głównego nurtu realizujące swój zakrzywiony przekaz.

Zgodnie z przewidywaniami część artykułów, w szczególności tych targetowanych na odbiorcę zagranicznego, wygląda jakby była opracowana jeszcze przed marszem. Nieistotne jak ten marsz wyglądał a ich cel (nie potrafię nazwać tego inaczej) to świadome, propagandowe zakłamanie wizji tego jak przestawiał się marsz, skupienie się na zachowaniach promila uczestników, czy też dobór zdjęć w taki sposób, że przykładowo poniższa flaga należąca do emigracyjnego (głównie wyspy brytyjskie) stowarzyszenia młodzieży patriotycznej Patriae Fidelis, która ma przekreśloną swastykę oraz przekreślony sierp i młot, czyli oba symbole totalitarne, w jednej z relacji została pokazana tak, że wygląda jakby na fladze była tylko nieprzekreślona swastyka, która jest przez komentującego specjalnie umieszczona w kółku…

 

Z kolei Wyborcza zupełnym przypadkiem z morza flag Polski do zobrazowania swoich artykułów o marszu wybrała jeden kadr. Jak marginalny był to kadr, na zdjęciu z monitoringu miejskiego wykazał Rzecznik Prasowy Komendanta Głównego Policji, Pan Mariusz Ciarka. Oczywiście nie ma sensu twierdzić że ONR, MW, organizacji mniej lub bardziej nacjonalistycznych nie było, ale widać chyba jakie są intencje zatroskanej gazety co do sposobu w jaki należy przedstawić marsz.

 

Zestawmy zresztą ze sobą te dwa wpisy Wyborczej…

Pomimo tak mocno powiększonego kadru nie potrafię w ilustracji drugiego artykułu znaleźć ani prezydenta, ani premiera, ale jakoś jestem pewny, że zdjęcie zostało dobrane według ścisłych wytycznych. Aż strach zapytać kto mógłby się kryć pod maskami orlic z pierwszego zdjęcia.

Ale co z tego, że miliony Polaków to widziało, skoro ani jeden dajmy na to Portugalczyk tego nie widział i teraz będzie sądził, że było tak jak napisano w gazetce. Podniecacie się jak dzieci a oni robią swoją krecią robotę i będą ją robić, bo nie robią jej dla nas, tylko aby na zachodzie była odpowiednia narracja. I jest.

W zasadzie ten wątek zakończę najszybciej bo chyba każdy z czytających mnie wie, które media, co, jak, itp – są zresztą profile, które zawodowo się zajmują rozbieraniem tych zachowań medialnych na części składowe i pokazywaniem dowodów wraz z omówieniem.

 

 

Chciałbym tylko abyście Wy się nie wstydzili reagować, byście nie bali się zostawić swoje świadectwo, byście byli uczciwi w swoich działaniach. Możemy mieć rózne opinie, móżecie się nie zgadzać z moim odbiorem i moimi wrażeniami, możecie nawet napisać,  że 

byliśmy chyba na innym marszu

możemy dyskutować, ale proszę reagujcie kiedy gdzieś zobaczycie coś, co z całą pewnościa jest nieprawdą lub jaskrawym przerysowaniem, a np. jest udostępniane przez Waszego znajomego. Bo ten znajomy może nawet nie wiedzieć, że to co udostępnia to fejk. Warto zareagować, gdy dowiadujecie się, że np spalenie jednej unijnej flagi powinno się traktować jako krzyk 300 tysięcy osób. Warto reagować, gdy widzi się że były minister, Jan Vincent Rostowski podaje dalej twita, w którym ktoś pisze, że na własne oczy widział w Warszawie ludzi niosących swastyki w liczbie mnogiej (czyli więcej niż ta przekreślona z flagi) …

Pamiętajmy, że dziś jest pierwszy dzień drugiego stulecia niepodległości, świętujmy ją codziennie, nie tylko wczoraj.

 

 

 

 

 

Racjonalny republikanin komentujący życie polityczne. W latach 2013-2016 współtworzył portal Żelazna Logika. Pomysłodawca i organizator serii wywiadów oraz oddolnych akcji społecznościowych. Fan rzetelności dziennikarskiej. Przez 11 lat jedną nogą w Irlandii, gdzie aktywnie działał w społeczności polonijnej. Pomysłodawca inicjatywy SejmLog, założyciel Fundacji SejmLog.

Kliknij by skomentować

Komentarze

© 2018 Fundacja Sejmlog | Wszelkie prawa zastrzeżone. Fundacja Sejmlog na podstawie art. 25 ust. 1 pkt. 1 b ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych wyraźnie zastrzega, że dalsze rozpowszechnianie artykułów zamieszczonych na portalu www.sejmlog.pl jest zabronione. Administratorem danych osobowych jest Fundacja SejmLog z siedzibą w Warszawie /02-662/, przy ul. Świeradowskiej 47 (dalej: „Fundacja”). Każda osoba ma prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania. Podanie danych jest dobrowolne, lecz niezbędne do umożliwienia kontaktu drogą elektroniczną.